wtorek, 18 sierpnia 2009

EcoDriving - czy to ma sens?

Na początku sierpnia postanowiłem sprawdzić ile mogę oszczędzić na paliwie do samochodu nie ograniczając liczby kilometrów, które robią w miesiącu (t.j. około 1000 km)

Wydawało mi się, że tak na prawdę mam dwie możliwości. Albo będę lał paliwo "Myszka Miki", albo zacznę słabiej dociskać pedał gazu. Postanowiłem jednak podejść do tematu ambitniej i poszukałem materiałów na tamat EcoDrivingu.

Jest trochę materiałów w necie, ale ponieważ nie chciałem spędzac zbyt wiele czasu na teorii wybrałem http://en.wikipedia.org/wiki/Fuel_economy-maximizing_behaviors. W przekonaniu, że jest to dobra strona utwierdził mnie fakt, że powołują się czasem na MythBusters, a oni przecież na pewno mają rację ;-)

Następnym krokiem było wybranie technik. Zdecydowałem się na:

  • jazdę na luzie (bez wrzuconego biegu ;-)), gdzie się da (tzw. coasting)

  • hamowanie na silniku

  • trzymanie obrotów silnika w zakresie, gdzie spalanie jest najmniejsze

  • jazdę z tempomatem


Ważna zasada, której postanowiłem się trzymać, to nie utrudnianie ruchu. Czyli czasem jednak trzeba dociskać pedał gazu. I oczywiście raz na jakiś czas dogazować na poprawę samopoczucia. W związku z tym myślę, że to nie jest taki typowy EcoDriving, tylko SemiEcoDriving :-). Żadna inna nazwa nie przychodzi mi do głowy.

Po zrobieniu około 200 km, średnie spalanie to 10,4 l/100 km, co w porównaniu z 13 l/100 km (zanim zostałem SemiEcoDriverem) jest sporym postępem. Czyli wychodzi, że na 100 km oszczędzam jakieś 12,35 zeta (przy cenie 4,75 za litr) i miesięcznie zostaje 123 zeta z groszami w kieszeni. Fajnie :-)

Są też inne plusy takiej jazdy... a przynajmniej wydaje mi się, że są. Podzespoły samochodu (silnik, hamulce) mniej się zużywają. Jeśli tak nie jest, to niech mnie ktoś uświadomi :-)

Muszę jeszcze pojechać w jakąś dłuższą trasę za miasto i tam sprawdzić techniki EcoDrivingu. Myślę, że w trasie będę w stanie oszczędzić jeszcze więcej, ale to będzie temat kolejnego wpisu gdzieś tam w przyszłości :-)